„Gazeta Prawna” poruszyła temat osób fikcyjnie zatrudniających się za granicą dla uniknięcia płacenia składek ZUS. Minister pracy Jolanta Fedak zapowiedziała bowiem, iż jej resort przeanalizuje sytuację prawną takich osób.
Jak pisała „Gazeta Wyborcza”, Polacy prowadzący niewielkie firmy, np. taksówkarskie, fikcyjnie zatrudniają się w Wielkiej Brytanii, na Litwie czy w Szwecji. Według informacji „GW” wyspecjalizowane grupy pośredników załatwiają za 499 zł fikcyjne zatrudnienie poza Polską. W efekcie drobny przedsiębiorca nie musi płacić 850 zł miesięcznie składki do naszego ZUS, ale tylko niecałe 500 zł pośrednikowi. Proceder taki nie jest sprzeczny z prawem, dowodzi jedynie, że nasze przepisy są „dziurawe”.
„W każdym państwie europejskim istnieją inspekcje pracy, które mogą skontrolować osoby fikcyjnie zatrudnione i zawiadomić o tym polskie władze, np. ministerstwo pracy czy ZUS. Nigdzie przecież nie można udawać, że się pracuje” – powiedziała PAP Fedak.
Minister w kancelarii premiera Michał Boni powiedział w czwartek w Łodzi dziennikarzowi PAP, że „nie wszystko, co piszą gazety, jest prawdą”, ale zapewnił, że rząd zainteresuje się zjawiskiem zatrudniania za granicą dla uniknięcia opłacania składek ubezpieczeniowych w Polsce.
Prezes Związku Rzemiosła Polskiego Jerzy Bartnik powiedział PAP, że nigdy nie słyszał, „aby mali przedsiębiorcy rejestrowali się za granicą tylko po to, żeby zaoszczędzić 300 zł na składkach na ZUS”.
„To przecież duże ryzyko. Taką osobę łatwo znaleźć chociażby wtedy, gdy przyjdzie do lekarza i będzie musiała pokazać dokument potwierdzający, że jest ubezpieczona w Polsce” – powiedział Bartnik. Jego zdaniem na fikcyjne zatrudnianie mogą decydować się co najwyżej osoby młode, zajmujące się świadczeniem usług niematerialnych, doradczych, informatycznych, które być może kiedyś pracowały za granicą. „Na pewno nie jest to jednak zjawisko masowe, powodujące milionowe uszczuplenia w ZUS” – dodał.
Źródło: Gazeta Prawna
24.09.2009
LINK