"1 maja powinni obchodzić dwa razy. Pracują nawet po 16 godzin dziennie, również w weekendy. Kto Ochroniarze, budowlańcy, nauczyciele, ale też bankowcy" - czytamy w Gazecie Wyborczej.Trzydziestoletni Paweł Nowakowski od rana do południa uczy młodzież gimnazjalną WF-u. Po szkole jedzie kilkanaście kilometrów do klubu sportowego na warszawskim Żoliborzu. Tam jest trenerem żeglarstwa. I tak już od dwóch lat. - Trzeba dorobić do niewielkiej pensji - tłumaczy. - Mój prywatny czas Jak znajdę godzinę dziennie, to jestem szczęściarzem" - dodaje.
"Na brak czasu narzeka także Piotr Karpiarz, który pracuje w agencji ochrony, a po godzinach jeździ na taksówce. - Kilkaset złotych gołej pensji nie wystarczy, by utrzymać rodzinę. Dlatego dorabiam - mówi. Jeszcze kilka miesięcy temu Karpiarz pracował w dwóch firmach ochroniarskich. Za pracę 275-300 godzin miesięcznie (przeciętnie pracujemy ok. 170 godzin) wyciągał 3,5 tys. zł netto. - W ten sposób praca stawała się całym moim życiem. Wychodziłem zjednej firmy i, zamiast wracać do domu, szedłem do drugiej . I tak na okrągło" - wspomina.
"Pracodawcy nie przeszkadza już nawet to, że jego pracownik pracuje po godzinach u konkurencji. - Bo dziś liczy się każda para rąk. Dobry fachowiec jest dla firmy bezcenny. Może pracować popołudniami lub w weekendy. Ważne, żeby tylko był - mówi właściciel firmy budowlanej, która ociepla mieszkania i domy. Sam zatrudnia dziewięć osób praacujących w innych firmach".
Więcej: Gazeta Wyborcza
Dariusz Brzostek
05.05.2008