„Po wycofaniu się z Zielonej Budki, którą stworzył, Zbigniew Grycan zaczął biznes od początku. W ciągu czterech lat otworzył 62 lodziarnie i zapowiada powstanie kolejnych”.
„Niektórzy mówią, że przedsiębiorczość to kwestia genów. Jak to było w pana przypadku?
– Z zawodu jestem cukiernikiem. Wyniosłem to z domu, bo mój dziadek i ojciec robili lody, również teść. Fach praktykowałem w warszawskim Bristolu, który słynął z wyrobów swojej pracowni cukierniczej. Miałem szczęście uczyć się od starych, przedwojennych rzemieślników, urodzonych jeszcze w XIX wieku. Od nich nauczyłem się podstaw przedsiębiorczości w branży spożywczej. Dlatego miałem ułatwione zadanie. Na pewno ten, kto miał przedsiębiorczych przodków, dziedziczy po nich predyspozycje. Ma większą łatwość w kontynuowaniu ich dzieła, ale sam spadek genetyczny nie wystarczy. Trzeba do tego dodać własną odwagę, wyobraźnię i zaangażowanie. Widzę to na przykładzie mojej młodszej córki, która właśnie kończy Szkołę Główną Handlową i jednocześnie prowadzi działalność gospodarczą, również w branży cukierniczej”.
„Jakie były pana początki w biznesie?
– Indywidualną działalność gospodarczą założyłem w 1962 roku, w czasach, w których władza ludowa zapalała rzemieślnikom raz zielone, a raz czerwone światło. Sprzedawać lody było wówczas o tyle łatwiej, że popyt był niemal nieograniczony. Produkt się sprzedawał na pniu, ale niełatwo było go wytworzyć, bo m.in. trudno było o surowce”.
Więcej: Gazeta Prawna
Gazeta Prawna
18.11.2008