„Centralne Muzeum Włókiennictwa ma już grubo ponad pół wieku. Jego siedziba nierozerwalnie kojarzy się z Białą Fabryką, czteroskrzydłowym obiektem zbudowanym wzdłuż ul. Piotrkowskiej przez przybyłego do Łodzi z Saksonii Ludwika Geyera” – czytamy w dodatku do Rzeczpospolitej.
„To tam powstała pierwsza mechaniczna przędzalnia, tkalnia i drukarnia bawełny poruszana pierwszą w Łodzi maszyną parową. Najstarsza maszyna parowa z 1837 roku nie ocalała. W zbiorachjest jednak podobna, młodsza. W jednej z sal wystawowych, przypominających fabryczną halę, ustawiono maszyny jedna za drugą. Widok jak w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy. W powietrzu unosi się zapach smarów, brakuje tylko robotnic. Można oglądać jedyne zachowane w Polsce krosno łódzkiej firmy Moritz Bauer z 1910 r., samoprząśnicę wózkową firmy Wiede z 1866 r. albo drewnianą kotoniarkę do robienia pończoch szewkowych.”
„W muzeum zgromadzono też wspaniałe tkaniny artystyczne, kolekcje orientalne, kilimy, pasy W skansenie zobaczymy, jak mieszkali robotnicy 100 lat temu kontuszowe i hafty polskie, gobeliny, rzeźby tkackie, instalacje z pracami Magdaleny Abakanowicz, projektami Józefa Mehoffera czy Leona Wyczół-kowstóego. Jest wreszcie wystawa niezwykła, bo pokazująca trendy mody od lat 20. XX wieku po kolekcje Domu Mody Telimena czy Hofflandu z lat 70. i 80. Od etoli z piór po płaszcze ortalionowe, „bananowe” spódnice, koszulkę polo z dzianiny syntetycznej czy bawełniany sztruks i dżins. Aż strach otworzyć w domu szafę, bo a nuż znajdziemy tam pasujące do łódzkiej kolekcji rekwizyty.”