Gazeta.pl: Sekrety pracy zegarmistrza

„Józef Gryżewski ma 77 lat. Od pół wieku jest mistrzem zegarmistrzostwa. Dziś martwi się, że jego zawód umiera. Bo od kilku lat do cechu nie zgłasza się żaden uczeń. I w całej Warszawie jest tylko trzech zegarmistrzów, którzy potrafią naprawiać duże, bijące, ścienne zegary. Na ścianie zakładu przy ul. Waryńskiego, gdzie pracuje pan Józef, takich bijących zegarów jest kilkanaście. Grające, z kukułką, z długim błyszczącym wahadłem, pięknie zdobionym cyferblatem” – czytamy w Gazecie Wyborczej.

„Dlaczego młodzi nie chcą naprawiać zegarów? – Garną się do komputerów i nie mają cierpliwości do takiej dłubaniny – macha ręką pan Józef. Dziś świat jest szybki i pazerny na pieniądze. A z zegarami trzeba delikatnie, powoli i dokładnie”.

I trzeba mieć talent. Pan Józef, choć urodził się z wadą palców i dłoni, od małego miał dryg do tej roboty. Ku utrapieniu mamy jako kilkuletni chłopczyk rozbierał przedwojenne solidne budziki. A przecież nikt w domu na zegarmistrzostwie się nie znał.

Zakład przy Waryńskiego nie należy do pana Józefa. Dlatego nie przekaże go ani córce, ani wnukowi. Gdyby został w USA, kiedy pojechał tam po raz drugi, dziś pewnie miałby swój zakład. I to w Nowym Jorku.