Cienie i blaski integracji

Coraz ściślejsza integracja ekonomiczna państw Unii prowadzi do sytuacji, gdy rządy krajów członkowskich mają do dyspozycji coraz mniej narzędzi polityki gospodarczej. Każdy kolejny krok na drodze integracji należy dokładnie przemyśleć pod kątem potencjalnych korzyści i strat dla obywateli UE, w tym również i przedsiębiorców. Bo to im – a nie politykom czy urzędnikom – powinien służyć wielki europejski projekt.

Niestety niemal bez echa przeszło zainaugurowanie w styczniu tzw. semestru europejskiego – procedury koordynacji planów budżetowych państw UE. W czerwcu Komisja ma wydać zalecenia dla poszczególnych krajów, a te powinny wziąć je pod uwagę podczas planowania swoich wydatków na 2012 rok. Niedotrzymanie zaleceń nie oznacza jak na razie dla krajów spoza strefy euro konkretnych sankcji. Jest to jednak symboliczne przekroczenie kolejnej ważnej granicy. Integracja zaczyna bowiem dotyczyć narodowych budżetów, czyli sfery uznawanej dotąd za atrybut suwerenności państwa.

Nowa unijna procedura będzie swego rodzaju hamulcem bezpieczeństwa – rządy krajów UE nie będą mogły sobie pozwalać na nieodpowiedzialne planowanie budżetów.

Druga strona medalu jest jednak taka, że państwa UE będą miały coraz mniejsze pole manewru – ich decyzje budżetowe będą musiały przecież uzyskać najpierw akceptację całej Unii. Nadmierna ambicja w spełnianiu tych wymogów może przynieść więcej szkód niż pożytku.

W tym kontekście należy postrzegać ostatnie działania ministra Jacka Rostowskiego. I tak np. cięcia w Funduszu Pracy – służącym przedsiębiorcom – to wynik czysto rachunkowego traktowania budżetu, bez zastanawiania się nad skutkami takich decyzji. Rząd chce uniknąć trudnych, choć niezbędnych reform, a żeby zadowolić Brukselę tnie wydatki, gdzie popadnie.

Dochodzimy tu do paradoksu. Z jednej strony mamy dobre w sumie narzędzie, aby koordynować europejską politykę gospodarczą i w ten sposób stabilizować sytuację w UE (co byłoby korzystne dla środowiska biznesu). Z drugiej zaś, bilansowanie budżetów narodowych może być wymówką dla polityków, którzy chcieliby walczyć z deficytem, ale bez podejmowania wysiłku poważniejszych reform.

Więcej: podatki.gazetaprawna.pl
14.04.2011
Jerzy Bartnik
LINK