7 Dni Radom: Lew na głowie

„- Fryzjer jest jak malarz; każdy strzyże i czesze inaczej. Nie ma dwóch takich samych fryzur, tak jak nie ma identycznych obrazów – uważa fryzjer Jerzy Zaburski, dziesiąty bohater naszego cyklu o radomskich rzemieślnikach” – czytamy w 7 Dniach Radomskich.

„Do salonu pana Jerzego, który znajduje się przy ul. Sandomierskiej, wchodzi się po krętych schodach. W środku znajduje się kilka foteli, stoliki i lustra. Ten zakład ani trochę nie przypomina nowoczesnych salonów. Wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. – Strzygę tutaj mężczyzn od 20 lat – uśmiecha się nasz rozmówca.”

„Pan Jerzy ukończył klasę fryzjerską w szkole zawodowej, a potem kontynuował naukę w liceum wieczorowym. Już wtedy odbywał praktykę w salonie przy ul. Traugutta. Po zdaniu egzaminu czeladniczego przeszedł do spółdzielni fryzjerskiej na Plantach. – Chyba nie skłamię, gdy powiem, że pracowałem praktycznie we wszystkich radomskich salonach fryzjerskich – śmieje się. W spółdzielni na Plantach spędził ponad 20 lat. A potem przeniósł się właśnie na Ustronie.”

„Pan Jerzy pracuje po kilka godzin dziennie. Ma wielu wiernych klientów. – Jednego pana strzygłem przez 38 lat. i 4 Teraz też mam klientów, którym od dawna podcinam włosy – mówi. Nasz rozmówca najbardziej lubi klasyczne męskie uczesania, ale potrafi wyczarować na głowie nawet najbardziej wymyślną fryzurę. Jak opowiada, czasem przychodzą do niego młodzi chłopcy, którzy proszą, żeby ostrzyc ich „na lwa”. – To znaczy, że z przodu mają być długie włosy, a tył głowy wygolony. Często trudno zrozumieć, o co klientowi właściwie chodzi – żartuje Jerzy Zaburski.”

Więcej: 7 Dni Radomskie
Ewa Podsiadły
20.08.2010