Fryzjerska Formuła 1

Rzeczpospolita: Fryzjerska Formuła 1

Andrzej Matracki, fryzjer, sędzia w konkursach, trener. Ma 34 lata. Zawodu uczył się w Olsztynie u Aleksandra Stankiewicza. W 1993 r. zdobył mistrzostwo Polski, w 2003 r. i 2005 r. mistrzostwo Europy, w 2008 r. mistrzostwo świata w kategorii fryzura kreatywna. 5 czerwca polska drużyna, której był trenerem, przywiozła z mistrzostw Europy w Atenach trzy złote i pięć brązowych medali.

Rz: Jest pan najlepszym fryzjerem na świecie. Ale to David Beckham i inne gwiazdy futbolu dyktują, co jest modne na męskich głowach.

Andrzej Matracki: To prawda. Tyle że ich fryzury wychodzą spod naszych nożyczek. Piłkarze są dziś dla męskiego fryzjerstwa tym, czym top modelki dla świata wielkiej mody. Wprowadzają do obiegu najbardziej szalone pomysły. Mój znajomy Arkadius Wilczynski czesze największe gwiazdy Bundesligi. Gdy w jego salonie pojawia się Marcelinho, jest pewien, że jego fryzura znajdzie się następnego dnia w niemieckich gazetach.

Polacy są dość tradycyjni. Wierzy pan, że będą się na Włochach wzorować?

Już to robią. Polacy mają podobny do Włochówgust. Balansują pomiędzy klasyką a awangardą. Lubią fryzury, które za pomocą kilku pociągnięć grzebieniem można zmienić z imprezowej w biznesową, i odwrotnie. Coraz bardziej dbają o włosy, nie boją się odżywek, żelu. No i na szczęście pogolili wąsy.

Dlaczego więc nie jest pan tak znany w Polsce jak Jaga Hupało czy Leszek Czajka?

To lokalni celebryci, którzy czeszą lokalnych celebrytów. Nadają ton w Polsce, ale nie na świecie. Ja mieszkam w Olsztynie. Żyję tam trochę poza modą, ale to dobrze robi na kreatywność. Nigdy nie chciałem przeprowadzić się do stolicy. Nie obrażam się na Warszawę, ale apetyt mam większy. Już teraz pracuję między Londynem a Moskwą, nie mówiąc o konkursach.

A gdzie pan się strzyże? U siebie w Olsztynie, zawsze u tego samego pracownika, którego mogę z czystym sumieniem polecić. Choć akurat na mojej głowie niewiele się dzieje.

 
Anita Szarlik
 
Rzeczpospolita